To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzależnienia - Forum -
internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich

Jak mądrze być obok? - Problem z zaufaniem...

silva007 - 07-01-2009
Temat postu: Problem z zaufaniem...
Witam. Zdecydowałam się napisać na tym forum, bo już nie wiem, gdzie mam szukać pomocy. Jestem z moim chłopakiem 2,5 roku. Zyjemy na odleglosc. Przezylismy razem naprawde wiele prób, przetrwaliśmy je, bo wiemy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Mój chłopak pali od 13 roku życia, czyli 6 lat. Jest z patologicznej rodziny, jednak juz wszystko mu sie poukladalo. Mimo wszystko, sklonnosc do uzaleznien pozostala. Kiedy zaczelismy byc razem, wiedzialam, ze pali, ale ja wtedy nie wiedzialam tak naprawde czym jest marihuana i jakie sa skutki uboczne palenia. Nie zabranialam mu niczego, ale dawalam mu do zrozumienia, ze nie podoba mi sie to, ze pali i prosilam, zeby cos z tym zrobil. Nie zdawalam sobie sprawy czym jest uzaleznienie i co sie z nim dzieje.
Z czasem moje uczucie do niego zaczelo rosnac, a wraz z tym troska o jego psychike, o jego dobro, o dobro naszego zwiazku. Po roku bycia razem, kiedy zobaczylam go totalnie zacpanego, wygladal jak wrak czlowieka, kazalam mu wybierac: ja albo zielsko. Teraz juz wiem, ze nie mialam najmniejszego prawa stawiac go przed takimi wyborami. Inaczej trzeba bylo mu pomoc. Ale wtedy obiecal... wybral mnie... Oklamal... po raz pierwszy. Palil dalej.

Pojawily sie u niego problemy ze snem, tzw. 'demony nocy' sie budzily. Palil, by moc zasnac, palil kiedy chcial cos napisac, jakis wiersz, palil, bo.... lubial? Nie wiem... Jest on osoba bardzo wrazliwa. Czy jest slaby? Z cala szczeroscia, ale do dzis tego nie wiem... W naszym zwiazku pojawila sie kilkumiesieczna przerwa, nie z powodu palenia. Zaczelam wpadac w depresje, za wszelka cene staralam sie go odzyskac. Udalo mi sie. Kiedy rozmawialismy o tym czasie spedzonym bez siebie, mowil, ze palil ogromne ilosci zielska. Codziennie... Kilka razy dziennie. Marihuana, haszysz... Nigdy nie siegal po cos mocniejszego. Zaczelam brac podczas tej naszej przerwy w zwiazku tabletki antydepresyjne. Gdy dowiedzial sie o tym, zmartwil sie i obiecalismy sobie: ja odstawiam tabletki, a on marihuane... Uwierzylam... Po raz drugi. Zaufalam calym sercem. Wtedy akurat byl u siebie w domu przez te kilka miesiecy za granica. Wiec zadne przylapania na goracym uczynku nie wchodzily w gre, zadnych znalezionych lufek czy zielska. Przed jego przyjazdem do Polski poklocilismy sie o cos i powiedzial mi prawde, bo jak stwierdzil - cierpial, ze mnie oklamuje. Powiedzial, ze zlamal obietnice... ze palil codziennie, ale nie podczas naszych rozmow, czy przed, tylko po rozmowach, przed snem... bo nie mogl zasnac i meczyl sie do bialego rana w lozku. Oklamal po raz drugi. Przeprosil. Obiecal... Pokazalam mu, ze ma we mnie oparcie. Przeprosilam, ze wtedy kazalam mu wybierac miedzy mna a uzaleznieniem, ze nie pomoglam mu w inny sposob. Pomyslalam o terapii, ale powiedzial, ze narazie nie chce. Ze chce sprobowac sam. Uwierzylam znowu... Bezgranicznie, bez zadnych watpliwosci. Watpliwosci przyszly pozniej.

Przyjechal do Polski. My stesknieni, zakochani, spedzalismy razem prawie kazda chwile. Nigdy bym nie pomyslala patrzac na niego, ze moze klamac, nie po raz trzeci. 3 cudowne miesiace... Heh.. Wierzylam mu, bo nie dalo sie inaczej. Chwalil sie kolegom, ktorych spotykalismy, ze dzieki mnie nie pali. Bylam taka dumna z niego. Mowil, ze zaczal palic papierosy, bo juz nie pali zielska. Bylo cudownie :) Naprawde wierzylam ! Ale pojawily sie pierwsze podejrzenia. W swojej komorce mial zapisane wiersze, spytalam czy moge poczytac, a w roboczych mial smsa wysylanego do kumpla:'jestem juz w domu i krece blanta'. Zapytalam o co chodzi. Powiedzial, ze kolega dal mu zielsko i poprosil o skrecenie blanta. Glupie, co nie ? Po dluzszej chwili slabosci, po jego lzach - uwierzylam. Naiwnosc. Innym razem wzielam papierosa z jego paczki... 1/4 byla ulamana. Wczesniej sama probowalam palenia, wiec wiedzialam, ze w ten sposob dodaje sie tytoniu do marihuany. Zapytalam wprost. Oklamal, ze nie wypalil papierosa do konca, odgasil i oderwal koncowke, zeby nie marnowac. Nie uwierzylam, ale nie mialam ochoty na klotnie. Mowil do mnie czasami: ' czy ja Cie kiedys oklamalem?'. Nie, kochanie... Kiedy poszedl pic z kumplami, nie widzielismy sie prawie caly dzien, wiec chcialam spotkac sie z nim chociaz na chwile powiedziec mu dobranoc. Strasznie bronil sie przed tym spotkaniem, ale w koncu dal mi 5 minut. Hehe, niezle :) Byl zajarany... Nie wiedzial w ogole co do niego mowie... Zupelnie zmieniony glos, czerwone oczy, dziwny spokoj. Spytalam wprost - wyparl sie prosto w oczy... Ale dalej wierzylam. Przed jego wyjazdem z Polski poklocilismy sie, prawie sie rozstalismy, jego znajomi powiedzieli mi, ze palil. Kiedy udalo mi sie w koncu z nim spotkac przyznal sie... Ze palil duzo... bardzo duzo... Nie potrafi powiedziec ile tego bylo, jak czesto. Palil codziennie przez 3 miesiace. Odprowadzal mnie do domu i potrafil palic nawet sam... Na lawce przed blokiem. Nie to, ze na jakiejs imprezie, zeby miec 'fajnie'... Palil, bo... musial ? Bo inaczej nie mialby spokoju ? Palil sam... Plakalam... dlugo plakalam... Powiedzialam, ze zrobie wszystko, by mu pomoc. On powiedzial, ze juz myslalam o tym, zeby to rzucic. Wywalil wszystkie lufki, bibulki. Od wtedy mial byc 'czysty'... i wiecie co ? Powiedzialam mu, ze zaufalam. Ale tak naprawde nie uwierzylam. Bardzo chce mu wierzyc, ale nie potrafie. Mimo wszystko licze dni od tamtego wydarzenia. Dzisiaj bedzie 108 dzien... Chyba... Jesli znowu nie zawiodl. Teraz jest ponownie za granica. Wczoraj dzwonilam do niego, bo poszedl do kumpli i nie wracal przez kilka godzin w nocy. Mial dziwny glos, nie zadowolony, ze dzwonie, troche pomieszal sie w slowach. On nie pije, ma wstret do alkoholu, nie jest w stanie wypic jednego piwa, wiec to nie to... Palil ? Nie wiem... Jeszcze nie mialam okazji z nim rozmawiac od tamtej pory. Chce mu wierzyc, ale juz nie potrafie zaufac.... Ciagle sie boje, ciagle mam to w glowie, ciagle przypuszczam, ze moze mnie oszukiwac. Czy jest to mozliwe, zeby wyjsc z tego po 6 latach bez terapii ? Sam powtarza, ze czuje skutki uboczne palenia w psychice. Co robic? Jak sobie poradzic z zaufaniem do niego? Jak uwierzyc mu ? Porzucic ot tak po prostu watpliwosci i zaufac? A jak znowu zawiedzie? To tak bardzo boli... Nie chce wiecej cierpiec. Co o tym sadzicie ? Prosze... wypowiadajcie sie... osoby, ktore mialy podobny problem oraz osoby ktore sa uzaleznione, badz juz wyszly z tego.

Przepraszam, ze to takie dlugie. Ale musialam... zrozumcie. Dziekuje.

Mariusz - 08-01-2009

Pierwsze co ciska sie na usta to pytanie , jak naiwnym trzeba byc zeby dalej wierzyc takiemu cpunkowi , i dales siedziec w tym patologicznym (toxycznym) zwiazku ? Chociaz z drugiej strony wiem jak latwo Wami (kobietami) "sterowac" , zwodzic Was , oklamywac i obiecywac , zeby tylko zachowac swoj kochany komfort palenia , bo sam tak robilem .
Powiem krotko , z tego co piszesz i ze sopsobu w jaki to napisalac mozna latwo wywnioskowac ze nigdy , ale to przenigdy sama sobie nie poradzisz , zaznaczam SOBIE , bo to Ty potrzebujesz pomocy zeby uwolnic sie od wspoluzaleznienia ktore promieniuje od Ciebie . Najpierw pomoz sobie , a dopiero potem jesli uznasz ze warto zabierz sie za pomoc osoba trzecim .
Najbardziej rozwalila mnie ta czesc Twojego posta gdzie piszesz ze przepraszalas swojego faceta za to ze kazalas mu wybierac miedzy Toba a zielskiem . Czy Ty zwariowalas ?! Pozdro .

flower - 17-03-2009

ja tez kazalam sowjemu facetowi wybierac,rowniez wybral mnie...ale nie wiem cyz to byl dobry pomysl ze stawianiem go przed tym wyborem.
boje sie co bd znowu,mam nadzieje ze sie ulozy,chociaz juz raz tez wybral mnie i tez oklamal.
Nie wiem czy to ma jakis sens,wszyscy palacze trawy zachwuja sie chyba tak samo

cyberlama - 03-06-2009

Ja nie szukałem związku zdając sobie sprawę, że byłby chory, jeśli palę. Teraz, gdy zacząłem terapię, zaczynam myśleć o związku. Nie wyobrażam sobie palić i być w związku. Rzućcie ich, dla nich nie innej szansy, żeby się obudzić. Dla Was nie ma żadnego sensu trwać w takim kłamstwie z takim śmieciem. Pozdro
współuzależnion - 06-06-2009

popłakałam sie jak to czytałam. Żal mi Ciebie i to nie wiesz jak bardzo. Dobrze rozumiem co czujesz, bo sama mam podobną sytuację. Z tym że ja boje się postawić sprawę jasno...ja albo palenie. Boję się właśnie tego że będzie kłamał. Przestaję mu ufać, chociaż kocham go najmocniej na świecie i te momenty kiedy nie pali są najwspanialszymi na świecie...ale ile można żyć od chwili do chwili...brakuje mi osoby z którą mogłabym o tym porozmawiać. Boję się też tego, że przestałam się już uśmiechać, że po przebudzeniu moją pierwszą myślą jest "gdzie on jest, czy właśnie pali" a po chwili sobie uświadamiam że przecież jest w pracy. Tracę zaufanie mimo tego że nie chcę. Wyniszczam siebie i nie wiem co mam robić. Odezwij się jak bedziesz miała ochote pogadać na gadu. Pozdrawiam i trzymajmy się.
silva007 - 07-06-2009

nareszcie zrozumialam, ze z narkomanem nie mozna wiazac zadnych planow, przyszosci, nadziei... bylam glupia, ze zaangazowalam sie tak mocno, wiedzac, ze jest uzalezniony. Ale bylam mlodsza, nie widzialam nic na temat marihuany. Nie jestem juz z nim... Naliczylam mu 238 dni bez zielska. Ale wiecie co? pewnie mnie oklamywal, ze nie pali. byl wtedy troche za granica wiec mogl mi wciskac co tylko chcial a ja znowu dumna, ze nie pali. hehe smieszna jestem :) po 6 latach uzaleznienia nie mogl tego odstawic ot tak, bez pomocy psychologa. nie jest na tyle silny psychicznie. kolejna rzecz ktora zasugerowala mi, ze mogl mnie przez ten czas oklamywac to to, ze po tym kiedy sie rozstalismy od razu siegnal po zielsko. rozstalismy sie z innych powodow. to on chcial bardziej odejsc. czul sie ograniczany i takie tam :) a ktora z nas pozwolilaby swojemu partnerowi palic to gowno ? nie powiedzial ze to ma na mysli mowiac o ograniczaniu go, ale jego czyny pozniej pokazaly to dobitnie. wiem od jego bliskich kolegow, ze wydaje wszsytkie pieniadze na trawe. ciagle spalony... wrak czlowieka... nie kontaktuje. spali to co ma i zaraz leci po jeszcze. nawet gubi zielsko po drodze na ulicy, w ogole chyba nie wie co sie z nim dzieje. stoczy sie. wiem to. ale nie chcial mnie. ja go ograniczalam a on potrzebowal wolnosci. wiec ma ją. i pieknie to wykorzystuje. mnie to juz nie dotyczy. kocham go, to prawda. a on przez caly czas kochal bardziej marihuane. to byla i jest milosc jego zycia. ja przegralam z nią. nie mam szans w starciu z tym gownem. nie chcial dac sobie pomoc. dusil sie w tym zwiazku, bo chcial ciagle palic. wiedzial, ze kiedy jest za granica to moze to robic, ale kiedy wrocil do polski to ja juz bylam caly czas, wiec zbyt dlugo nie wytrzymal bez zielska. wiec sie rozstalismy...
ta_w_swetrze - 13-06-2009
Temat postu: a ja przegrałam...
Ja byłam z palaczem rok. Na początku, z czystej niewiedzy nie zwracałam mu na ten problem uwagi, ale gdy poznałam problem bliżej tak jak poprzednie dziewczyny- starałam się wpłynąć na chłopaka rozmowami, kłótniami, łzami, prośbami i groźbami. Nic. Kiedy policja złapała go za posiadanie przez tydzień, a może nawet dwa tygodnie starał się być trzeźwy, ale i na to znalazł sposób. Od tej chwili nie posiadał "zioła", ale miał kumpla, który notorycznie go częstował. Codziennie. Aż czasami byłam zazdrosna, że dla kumpla ma czas a dla mnie nie. Zaczęłam żyć jego życiem- zastanawiać się rano, czy cało trafił do domu z wieczornego "palenia" i czy znów go policja nie złapała, czy ma dużego kaca... W końcu zajrzałam w głąb siebie- wciąż byłam tylko kłębkiem nerwów o niego. Kiedy dopytywałam się o jego sprawy osobiste chcąc zacząć jakąś rozmowę wykrzyczał "Nie wpieprzaj się w moje sprawy kobieto" i to mi otworzyło oczy. Pełna niechęci do tego człowieka kazałłam mu wybierać- ja albo marihuana. Dwa dni temu wybrał marihuanę... W zasadzie dziękuję mu że był wobec mnie szczery...
Dziewczyny! Apeluje do Was- nie dawajcie się wciągać w takie związki. Oni Nie tylko niszczą swoje życie, ale i nasze. Wy im szczęścia nie dacie, to szczęście da im marihuana. Nie wstydzę się że dałam mu do wyboru tylko te dwie opcje- jeśli by nie próbował rzucić w ogóle, to by nigdy nie rzucił. Teraz ani nie dzwoni, ani nie pisze- zachlał się? Zapił? To już jego życie- ja chcę wyjść na prostą...

SI - 13-07-2009

Krew mnie zalewa jak czytam większośc tych pełnych rozpaczy wpisów. Coraz mniej żal mi osób uzaleznionych i to na pewno przez to, iż swoje życie zwiazałam własnie z osoba uzalezniona.
Kiedys płakałam, groziłam, błagałam, oddałabym wszytsko, by pomóc!! Ale teraz po latach kiedy konsekwencje jarania siegnęly zenitu pomagam w ten sposób, ze nie pomagam.
Wlazłam w zwiazaek z uzaleznionym człowiekiem, jetem współdpowiedizlan za to, ze nie wyszło. Ale kiedy trzeba bylo spojrzec prawdzie prosto w oczy to spojrzałam i wziłęma się do roboty. Ale taka robota zawsze bedzie jałowa , kiedy wykonuje ja tylko jedna ze stron.
Problem z zaufaniem? W takich realcjach nie ma mowy o zaufaniu. Tu najpierw musza zadziałać się jakies rzeczy, osoba uzlezniona zacznie terapię, a przede wszytskim dostzreze problem. mam w swojej rodzinie rózne przypadki wychodzenia z nałogu, tylko jedna próba udana- ta z leczeniem w osrodku. Pomoc całej rodziny, terapia równiez dla innych i wyłazenie ze współuzaleznienia.
W przypadku mojego męza wszytsko psuje brak popracia i jednego stanowiska jego rodziny. A on z tego korzysta. Kiedy pali mu sie grunt pod nogami zrobi wszytsko by ratowac własny uzalezniony tyłek.
Odeszłam i nie załuje. Nie pomopgę nikomu marnujac włąsne zycie, a on moooze zrozumie.
Życzę mu tego, a nie sobie. ja ze swego uzaleznienia wyszłam.
Nie przepraszajcie dziewczyny, ze nie ufacie. Nie przepraszajcie, ze nie macie sił pomagac.
Oni chetnie znajdją winnych swego nałogu. A przeciez pala z własnej woli i tylko z własnej mogą przestac.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group