hej jeleń
tak czytając inne forum znalazłem taki tekst o mechanizmach uzależnienia i terapiach:
"mechanizm prosty jak cep-lapie dola,pojawia sie nuda...i chce sie cos przyjebac..podswiadomie ćpak czuje nakreca sie i mysli schodza na plan ćpania..kombinowania...-trzeba szukac zastepstwa w postaci czegos co zadna substancja nie jest i nie daje kopa w stylu-wezme i czuje sie lepiej
niby proste niby logiczne niby nic nowego ale zauwazyc cos takiego u siebie zanim bedzie za pozno i odpowiednio zareagowac to juz inna sprawa...to trudne.poprostu...pewne rzeczy robimy odruchowo.
ja mam cosik takiego...jak widze ze ktos robi kreske(np.w klubie w kiblu-zadka sytuacja ale zdazylo sie kilka razy)...to zanim pomysle ze nie wolno to mam odruch wziecia....zoladek wykreca..reka sama siega...3 minuty dalej a ja juz mysle jak ewentualnie skolowac kontakt by cpac codziennie...-naszczescie w pore sie ogarniam,wychodze z klubu..ciensienie mnie trzyma do nastepnego dnia ale mija...zawsze mija."
tak sobie wspomniałem ze masz podobny problem: jesteś trzeźwy ale nagle dostajesz sępa na jaranie i nic nie może Cię zatrzymać. Obrony przed takimi sytuacjami uczą właśnie na terapii. Stwierdziłeś że to nie dla Ciebie ale może warto to jeszcze raz przemyśleć?
Własnie gdy zaliczyłem ten krótki epizod z terapią miałem jedną z pogadanek na ten temat , wszystko jak o ścianę rozbić :/ Muszę chyba dorsnąć do tej decyzji , bo raz chce bardzo nie palić a zaraz mógłbym w ogień skoczyć za bucha , bezsensu:( Nie wiem co z mną jest nie tak że tak bardzo mi ciężko to przychodzi , już nawet myślałem żeby się nie katować , nie myśleć o tym codziennie , poprostu sobie jarać i mieć wyj..... ale ja chyba tak niepotrafie , jakaś cześć mnie tam w środku podpowiada mi że nie tedy droga , i tak kazdy dzien konczy sie jak sie konczy :/ albo zaczyna . Jeden kierunek studiów zawaliłem już konkretnie w tym semestrze i nawet nie mysle jak wyjsc na prosta tylkoo tym jak sobie ćpunsko zaplanować weekend :/ Nie wiem po jaką cholerę ja to robię , ale zachowuje się jak typowy cpunek ktoremu wlasnie ta reka wedruje tak gdzie nie potrzeba i znowu od nowa . Pozatym w pierwszych dniach trzezwosci jestem jak bomba ktora zaraz ma wybuchnac z tym tez musze sobie jakos poradzic bo przy tak podniesionym cisniemu w koncu musze sie wyautowowac i zabawa od nowa .....
Przepraszam za błedy ale mialem tylko chwilke by to napisać . Dzieki Mastik że obchodzi Cię los innych , pozdrawiam Cie bardzo mocno.....
A tak na poważnie , od czasu mojego ostatniego wpisu dużo się zmieniło . Od praktycznie początku poprzednich wakacji mieszkam ze swoją kobietą która na jarania reaguje jak płachta na byka( sam ją nauczyłem tego podejścia :) ) więc dlatego niemożliwym jest żeby było tak jak kiedyś . Problem w tym że raz na jakiś czas zdarzy się okazja by sobie przyjebać i ja z niej korzystam . Oszukuję wtedy swoją Panią ale jakoś zawsze się znajdzie jakiś argument aby sobie to wszystko wyprostować w głowie . Moim największym marzeniem jest żeby te chwile słabości się nie przytrafiały , bo chodź występują rzadko to mam wrażenie że cała praca włożona w wyjście na prostą idzie na marne . Problem w tym że z problemem rzucenia borykam się hmmm...? ze 3 lata , tragedia :/ . Próbowałem terapii - nie pomogło , odizolowania się - nie pomaga , i wielu innych metod które zawsze kończyły się fiaskiem . Najgorsze w tym wszystkim jest to że z jednej strony wiem że żeby żyć zgodnie ze sobą i być szczęśliwym człowiekiem nie mogę palić i robić wszystko by się rozwijać , z drugiej zaś gdy wiem np. że za tydzień zajaram bo kobieta wyjedzie w rodzinne strony potrafię chodzić cały ten tydzień z bananem na mordzie , a w dzień który ma nadejść to już po prostu euforia . I to jest właśnie cały paradoks mojej jakże dziwnej historii . Mam wrażenie że stany po odstawieniu nakręcają mnie do tego żeby się wypalić na chwile . Praktycznie schemat ciągle powtarza się ten sam , spróbuję go w skrócie opisać :
- po ok 1tyg zaczyna się niepewność i nerwowość , wielkie rozdrażnienie i rozkojarzenie
- po ok 2 tyg bardzo wielka potliwość organizmu , ręce pocą się tak że wstyd komuś rękę podać
- jeszcze większe zdenerwowanie przez ten stan rzeczy i praktycznie do 3 tyg wytrzymuję , później zawsze coś się wymyśli jak ja to nazywam ''żeby się skurwić''
Boli mnie to że nie ma żadnych pozytywnych bodźców które skłoniły by mnie to stałej abstynencji . Normalnie tego nie robię bo nie mogę , ale gdybym mógł to kto wie :(
Nie wiem czy przez skuna wypaliłem sobie ostatnie szare komórki , dlatego tak się miotam , nie wiem jaki podjąć kolejny krok by w końcu normalnie funkcjonować , boje się przyszłość .
jak kogoś nachodzą jakieś refleksje do tej wypowiedzi to śmiało walcie nawet jak ma to być najbrutalniejsza prawda , pozdrawiam :)
Hm ciezko ciezko, ale mam kilka mysli. Masz jakas pasje? Cos co robisz tylo dla siebie? Co daje Ci radosc i zajecie wciagu dnia, nie mowiac o obowiazkach codziennych praca, milosc itp.
Witam :)
Witam cię ponownie
Ja będe namawiał cię do ponownej trapi, Oraz grup samopomocnych (mitingi) bedzi nim wiele ludzi wyszło od uzależnień od alkoholu ,narkotyków , hazardu itp
Oszukujesz swoją dziewczynę??
A jak byś się czuł gdyby ona ciebie w taki sposób oszukiwała? czy było by ci fajnie?
na pewno nie!!! szczerość jest bardzo ważną rzeczą w trzymaniu abstynencji . jeżeli jest to dla ciebie bardzo ważna osoba i jej ufasz to nie powinieneś chować swojego uzależnia bo prędzej czy później możne ono wyjść na jaw.
Kłamstwo jest sprzymierzeniem Uzależnienia . pamiętaj o tym !!!
Kolega dobrze ci sugeruje
Masz jakoś pasję ? Cele? realizuj je. Nie stój w miejscu
Ogranicz kontakt z MJ, kolegami i wszystko co jest z tym związane a będzie ci łatwiej na początku
@Kolega - właśnie mam z tym problem na tą chwile , ale planuje zapisać się do jakiejś A-klasowej drużyny w piłkę , zawsze to była moja największa pasja , a swoją przyszłość zawodową zmarnowałem przez przećpane dzieciństwo . Po świętach się za to zabiorę :)
@Radek - wiem że że to najszczersza prawda to co napisałeś , ale już to było wałkowane pare razy i bez skutku . A moje kłamstewka wyszły już nie raz na światło dzienne i za każdym razem jakoś udało się z tego wybrnąć . Wie że się staram , a że czasem popełniam błędy to już opisałem powyżej dlaczego tak jest . Generalnie to jest tak że może jarałem do kilku razy w przeciągu kilku miesięcy , kiedyś to było tak że cały dzień opierał się na bani i nic więcej...
A co do terapii to próbowałem , dwa podejścia , za każdym razem bez skutku , chyba kwestia charakteru....
jeleń zajmij sie pasja, to jest jedyna (moze sie myle) droga do wyjscia ze wszystkich problemow. Pasja daje Ci wielka energie moralna. Robisz cos tylko dla siebie, np. grajac w pilke strzelasz bramki, kibice szaleja otrzymujesz taki zastrzyk radosci jaki niektorzy maja w ciagu jednego roku Ty masz w jednej chwili. To naprawde dziala
Cześć Wszystkim walczącym . To że się nie odzywałem nie znaczy że zniknąłem gdzieś na zawsze :). Co się u mnie zmieniło ? Na pewno podejście do tematu palenia , do samej abstynencji , kiedy tak robię sobie rachunek sumienia, stwierdzam że kiedy w przełomie roku 2009/2010 chciałem podjąć próbę zerwania z nałogiem byłem całkowicie do tego niedojrzały emocjonalnie. Czy teraz jestem ?. Jeszcze nie do końca , ale staram się by wpadki które mi się zdarzają były coraz to rzadsze i coraz to więcej próbuje wnosić do życia codziennego, zachowań, celów, które dają mi szczęście i są kompletnie nie związane z paleniem zioła. Przytrafiła mi się ostatnio okazja przed egzaminem, skorzystałem, może i nie musiałem, ale się tym nie zadręczam. Podczas pisania egzaminu w pewnym momencie chciałem napisać ''zabezpieczenia'' i nagle dziura w głowie !! Czy to się pisze przez ''b'' czy przez ''p'' w środku . Pomyślałem sobie wtedy ''O Ja pierdole , co to gówno robi z człowieka'' . Dało mi to wiele do myślenia, od tamtego momentu wiem że już nigdy w życiu nie będę świadomie robił z siebie idioty . Nie powtarzam sobie już że nigdy w życiu nie zapale. Wałkowałem to już setki razy , zawsze bez skutku , aktualnie skupiam się na tym żeby brnąć do przodu i podnosić sobie coraz wyżej poprzeczkę , a jarania po porostu przeszkadza mi w tym i dlatego jest już całkowicie na innym planie . A wyżej wymieniona sytuacja dała mi kolejny bodziec do tego by przypomnieć sobie jakie gówno robi palenie z mózgu , a ja świadomie nie chcę się truć, bo tak na dobrą sprawę to nie o to w życiu chodzi. Pozdrawiam :)
Nie wiem czy śmiać się czy płakać z tego co napisałem dokładnie prawie równy rok temu . Wracam tutaj nie z byle powodu , pochrzaniło się konkretnie , jaki ja musiałem być żeby nie zauważyć tego że wszystko sprowadzi się do punktu wyjścia . Teraz już to wiem że nie ma czegoś takiego jak wpadki , albo podejmujemy męską decyzje albo trwamy w tym niebycie . Wszystko było dobrze dopóki nie wpadłem w ciąg , do tego dużo zmian w życiu , nerwy i w końcu znowu zostałem sprowadzony do parteru . Śmieszy mnie to bo już rzucam w nieskończoność , już sam nawet się z siebie śmiałem że za parę lat obudzę się w ręką w nocniku i na pytanie co robiłeś w życiu odpowiem RZUCAŁEM JARANIE . Aktualnie jestem w sytuacji patowej , życie wali mi się na łeb , do tego jeszcze te stany po odstawieniu to jakaś katorga . Zacznę od tego że nie kontroluje emocji , jestem jak bomba która zaraz ma wybuchnąć , nic mnie nie cieszy , nie bawi , nie potrafię podjąć walki bo depresja i zespół amotywacyjny to moi dobrzy znajomi . Póki co wracam na terapie , nie ma wyjścia a nawet się ciesze bo już próbowałem wszystkiego , w końcu to do mnie dotarło że uzależnienie to choroba i trzeba ją leczyć . Rzuciłem papierosy i wróciłem ze zdwojoną siłą , a wróciłem nie przez co innego jak blanty z tytoniem , gdzie oczywiście tolerancja wzrosła , na dzień dzisiejszy pale 2 paczki na dzień i jakoś ciężko przy takim spalaniu wrócić do biegania , bo to raczej mija się z celem . Piszę o tym bo mam konkretne pytanie do tych co rzucali fajki i trawę . Czy jest możliwe odstawić to i to w jednym momencie i nie zwariować :) ? Bo fajnie by było się zabrać ponownie za sport , może by się ten pusty łeb trochę ocknął , tylko nie widze sensu kopcąc przy tym 2 paczki fajek dziennie .
Serio czuje że wariuje przez tą ciągłą gonitwę myśli , palę- fatalnie bo przepale życie i nic ze mnie nie będzie , albo skończę na stryczku przez zajebiste wyrzutu sumienie . Nie palę tragedia z nerwami :/ Następnym razem jak pójdę na spotkanie muszę pogadać czy bez antydepresantów się nie obędzie , nie chcę bardzo brać tego , ale jak nie będzie wyjścia to trudno.... Nie wiem co więcej napisać wyprało mi mózgownice , może jak poczuję się lepiej to opisze jak wyglądały te ostatnie miesiące bardziej w szczegółach .
Chciałem się zapytać czy macie jakieś rady by trochę naturalnego uśmiechu pojawiło się na początku bardzo trudnej i wyboistej drogi ? Pozdrawiam .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach