Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Moje życie w trójkącie
Autor Wiadomość
Paweł100

Wysłany: 25-07-2014    [Cytuj]

No tak,to jest najlepsze rozwiązanie ale skoro tego nie zrobiła widać się boi o swoją przyszłość więc można spróbować tak i zostawić sobie zaplecze.A powodem może być zwykła kłótnia i poinformowanie że musi sobie odpocząć jakiś czas od niego bo ma dość i jest zła.
Ale oki,już nie podsuwam pomysłów w końcu dziewczyna jest dorosła i sama powinna rozwiązać tą sytuacje.
Pozdro
 
 
smutna123

Wysłany: 26-07-2014    [Cytuj]

Nasz związek nie istnieje od dawna. Ja z nim zerwałam już dawno i głośno mu o tym powiedziałam. Problem leży z fizycznym wyprowadzeniem.

Na spokojnie mu powiedziałam, że mam dość związku z nim, że niszczy nie tylko siebie, ale i mnie i że nawet gdyby jakimś cudem rzucił to świństwo to i tak nie jestem wstanie z nim żyć bez zaufania, w takich długach, że nigdy nie będę czuła się bezpiecznie i pewnie, aby stworzyć z nim rodzinę. On oczywiście skwitował to, że pali, bo lubi - czyli standard opcji. Pozostaje mu znaleźć sobie dziewczynę, która też to lubi i będą się razem pogrążać.

Oddał mi 100 zł za mieszkanie - chyba sobie kpi, bo ja zapłaciłam 1200 zł. Powiedziałam mu, że jakoś przeżyje, a za kolejny miesiąc nie zapłacę za niego. Właścicielkę też o tym poinformowałam, która stwierdziła, że będę musiała - mamy osobne umowy, także nie wiem, co ona sobie wyobraża. Znalazłam pokój i uciekam. Rachunki ureguluje, a za mieszkanie z kaucji sobie weźmie i będę mieć ją przynajmniej z głowy, bo jego na pewno nie. Dam sobie rękę uciąć, że będzie przychodził do mnie do pracy.

Czarę przepełniły jego słowa, które mnie bardzo poniżyły. Powiedział, że tyle mam po tych swoich studiach - pani mgr czyści mi kibel i płaci za mieszkanie... Myślałam, że wyskoczę z siebie!

Mam nadzieje, że mój kolejny wpis będzie tylko o szczęściu i radości z powodu uwolnienia się z tego wszystkiego!

Skończę tutaj leczenie, pospłacam swoje długi i dopiero wrócę do domu, no chyba, że mnie zwolnią, gdy on narobi mi obciachu w pracy :(
 
 
Sarnaa3
walcz a wygrasz:-)

Wysłany: 26-07-2014    [Cytuj]

Pawełku mądrze piszesz

powtarzam to do znudzenia jeśli człowiek wie na 1000000000000000000000000%czego chce to da sobie rade ze wszystkim

jestem tego przykładem

5 miesiecy nie pale kocham męża i pomagam mu stojąc z boku i wyznaczając mu ciągle granice a w międzyczasie sama ucze sie na terapii jak mam żyć i jak mam rozumieć samą siebie

zaczełam chodzić na siłownie i jestem obolała ale wytrwale chodze bo tego teraz potrzebuje

każdy człowiek współuzalezniony musi wiedzieć czego chce i musi być pewny że wszystko co robi prowadzi go do celu

trudne ale możliwe więc jeśli smutna pozna siebie i to czego chce to to zrobi i tyle
 
 
smutna123

Wysłany: 26-07-2014    [Cytuj]

Sarnaaa: Ja nie wiem skąd Ty siły bierzesz, podziel się :)

Tak jak piszesz. Ja piszę o jednym - o odejściu! Znalezienie mieszkania to już duży krok. 10tego się rozliczam i do widzenia. Chcę odzyskać swoje życie, bo je straciłam. Pierwsze co zrobię to się zapisze na zumbę, bo bardzo za nią tęsknie. Muszę wyjść do ludzi, bo od dłuższego czasu siedzę w domu i użalam się nad swoim losem. A później zobaczę jak będę funkcjonować bez niego. Odpuszczę sobie na razie terapię i poczekam. Jeśli znowu będę trafiać na takie osobniki to kolanach, z błaganiem o pomoc udam się gdzie trzeba. Taki mam plan, a to już coś...

Trzymajcie za mnie kciuki, aby się udało!
Bardzo dziękuje za wszystkie wpisy (nie tylko w tym wątku) dużo mi one dały!
 
 
Paweł100

Wysłany: 26-07-2014    [Cytuj]

Ja bym się zastanowił raczej nad tym dlaczego Ty nie masz sił,pewnie z przytłoczenia i ciągłego smutku..Fajny masz plan,wierzę że jeśli go zrealizujesz to wrócą Ci siły na wszystko i odżyjesz :) Tak jak już pisaliśmy wcześniej,sprawy się same nie załatwią !!
Pozdro
 
 
smutna123

Wysłany: 26-07-2014    [Cytuj]

Też się nad tym zastanawiam, choć długo zganiałam to na zaprzestanie palenia. Tzn. odkąd nie palę więcej śpię. Wcześniej spałam po 4-6 h, a rano czarna kawa z 5 łyżeczek i mocne papierosy - to mnie budziło. Teraz nie palę, staram się nie jeść słodyczy i kawę tylko jedną pije z łyżeczki pół na pół z mlekiem śpię po 9 h lub dłużej. Przez pierwszy miesiąc nie palenia mogłam góry przenosić, a potem poziom energii się unormował, a ja coraz bardziej zmęczona, senna, brak chęci na cokolwiek. Obecnie śpię już w każdej wolnej chwili. Odpuściłam sobie swoje hobby - naukę języków przez co się strasznie cofnęłam. Nie mam motywacji do niczego. Wszystko staje się dla mnie problemem ponad siły i nie jestem już przekonana, co to tego, że to wina mojej abstynencji. Raczej tak mnie zmęczył ten związek i ciągle zamartwianie. Mam nadzieje, że jakoś odreaguje i wszystko wróci w końcu do normy. Jestem przed 30tką powinnam łapać życie garściami, a nie chować się przed światem.

Jedyny plus tej sytuacji: nie chce mi się palić i przestałam chrząkać i odkaszliwać jak stary gruźlik, w końcu.
 
 
Sarnaa3
walcz a wygrasz:-)

Wysłany: 27-07-2014    [Cytuj]

smutna masz moją siłe w każdej chwili mam jej naprawde dużo więc sie dziele
TRZYMAJ SIĘ
 
 
Monika

Wysłany: 05-08-2014    [Cytuj]

czesc,
pisalam wczesnien w tym poscie, radzilam, bo mialam wrazenie, ze juz mi sie udalo odzyskac siebie. Ale ... to bylo na krotko.

Moje zycie wraca do starej normy, on pali, bo lubi a ja stoje obok i nie wiem co robic.
Psychoterapeuta powiedzial mi, ze on nie jest uzalezniony, ze to problemy w zwiazku go do tego doprowadzaja. No wiec sie staralam, myslec tylko o sobie i byc do niego neutralna, nie opiekowac sie nad miernie.
Przez tydzien, moze dwa czulam, ze jestesmy na dobrej drodze.

No i znowusz koniec z tym wrazeniam, palil sobie 4 dni pod rzad, tylko 3-4 godziny w te dni, ale to jakos boli.
Sama juz nie wiem, co robic.

Pisze to, bo chce to komus moc powiedziec.


Monika
 
 
smutna123

Wysłany: 07-08-2014    [Cytuj]

Monia bardzo mi przykro, bo wiem jak cierpisz. Nic więcej Ci nie doradzę, bo sama lepsza nie jestem. Nie potrafię żyć obok palacza i dlatego uciekam.

Ja się pakuje! On oczywiście się obudził i mnie teraz męczy. Czasem przejdzie myśl, aby to ratować - tylko, że ja nie mam już na to siły i mam dość. Zmęczyły mnie te lata... Czuje się jakbym uciekała z jakiejś klatki.

Przestał palić (tak mówi) i był w ośrodku (tak twierdzi). Mam nadzieje, że da sobie z tym radę dla siebie, a kolejna jego wybranka będzie miała o niego lepiej. Tyle z mojej historii w trójkącie! Za dwa dni będę mieć święty spokój - taką mam nadzieje!

Nigdy więcej takiego związku - mówię to sobie każdego dnia!
 
 
smutna123

Wysłany: 28-08-2014    [Cytuj]

I żyje sobie sama i jest mi bardzo dobrze. Odsypiam teraz te wszystkie nerwy.

Z nowo poznanym niby lepszym facetem też zerwałam kontakt, bo chociaż nie palił niczego i nie pił alkoholu to okazało się, że jest typem zazdrośnika i kontrolera. Nic nas nie łączyło prócz luźnych spotkań, a on mi zaczął robić sceny zazdrości i pretensji, bo nie pisałam/ nie mówiłam mu o każdej minucie mojego życia.

Reasumując, przyciągam patologicznych osobników, a ja chcę normalności. Gdy wrócę do już do domu to udam się z prośbą o pomoc do jakiejś placówki. Póki co zamierzam sobie pożyć sama dla siebie, pobyć sama.

Pozdrawiam!
 
 
brownie

Wysłany: 24-10-2014    [Cytuj]

Witam wszystkich.

Mój mąż ma bardzo duży problem z paleniem, obawiam się, że ma początki psychozy, chociaż nie jestem specjalistą. Pracuję jako opiekun w domu dla psychiatrycznie chorych i wydaje mi się, że wiem sporo na temat chorób psychicznych i objawów. Proszę o Wasze opinie i pomoc.

Mój mąż pali marihuanę już 6 lat (ma 26 lat). Mieszkamy w Wielkiej Brytanii, on jest Anglikiem i tutaj jest to 'normalne' w sensie wszyscy jego znajomi palą. Jesteśmy razem 4,5 roku i odkąd pamiętał popalał, jednak nie nagminnie. Teraz pali praktycznie codziennie już od 2 lat.

2 lata temu mój mąż wmówił sobie, że został zarażony pasożytem w budce z hamburgerami. Twierdzi, że ktoś kto tam pracował, dla kogo był niemiły pewnego razu, tak się właśnie odegrał na nim, 'wpuszczając' mu do hamburgera pasożyta. Twierdzi, że prawdopodobnie ktoś wytarł hamburgerem tyłek i stąd te pasożyty się przedostały do jedzenia. Przepraszam, jeśli to brzmi niewyobrażalnie lub pokładacie się ze śmiechu ale mnie do śmiechu niestety nie jest. Od tamtego czasu zaczął się koszmar. Budził się w środku nocy, wyskakiwał z łóżka bo coś po nim 'pełzało', palił światło, kazał mi oglądać cale jego działo w poszukiwaniu pasożytów. Dramat. I tak dzień w dzień. Potem po jakimś roku to trochę przycichło, niestety od tamtego czasu notorycznie drapie się po głowie, do tego stopnia, że miał łyse placki nad uszami kilka miesięcy temu. Drapie się we śnie, gdy je, gdy ogląda telewizję, gdy mamy gości. Non stop. Twierdzi że 'coś tam jest' coś 'pełza', coś 'czuje'. Twierdzi że wszyscy jego znajomi, ja i jego oraz moja rodzina jesteśmy już zarażeni i do końca życia będziemy się zmagać z tą choroba, bo na nią 'nie ma lekarstwa', bo 'nie została jeszcze zdiagnozowana' a także że być może jest to 'broń biologiczna'. Jest to sytuacja nie do opisania, nie mam już siły. Uważam że ma to związek z paleniem marihuany/skuna zależy od dealera od tylu lat. On absolutnie mi nie wierzy, zarzeka się, że marihuana pozwala mu na chwilę zapomnieć o jego 'nieuleczalnej chorobie'. Jestem na skraju wytrzymałości, chcę normalnej, zdrowej rodziny i normalnego związku. Rzadko przychodzi na noc do łóżka bo zasypia na kanapie w salonie, nasze życie seksualne prawie nie istnieje. Próbowałam pokazać mu różnicę i być cudowną żoną kiedy jest trzeźwy i okropną ździrą kiedy pali, czyli jak jest trzeźwy ma gorący obiad który na niego czeka po pracy, dom wysprzątany na błysk, ubrania wyprane wyprasowane, jestem miła czuła, doceniam go i chwalę. W drugą stronę to działa kiedy jest nietrzeźwy. Nic go nie interesuje, jest jakby daleko stąd, nie ma uczuć, emocji. Jesteśmy po ślubie dopiero 2 miesiące, nie chcę się od razu rozwodzić. Może modlitwa? Ktoś próbował? Bo na terapię nie chce chodzić.

Czy to brzmi jak początki psychozy czy też ja jestem przewrażliwiona? Próbowałam już wszystkiego aby mu pomóc, prośba, groźba, płacz, błaganie, terapia. Niestety w przyszłym tygodniu wyjeżdżam do Polski na miesiąc bo psychicznie nie daję sobie rady z tym wszystkim. Nie mam wsparcia w jego rodzicach, którzy raczej nie widzą w tym poważnego problemu.
 
 
smutna123

Wysłany: 04-01-2015    [Cytuj]

Witaj,

Bardzo mi przykro, bo wiem co przechodzisz. I mogę tylko tyle Ci napisać.

Jeśli czytałaś mój wątek to wiesz, że ja mam niemiłe doświadczenia związane z ratowaniem i dziś wiem, że nie było warto. Choć nadal próbuje się doszukać głębszych wniosków w tym, co przeszłam, bo po coś to było. Dowiedziałam się w tym związku sporo o sobie - to fakt.

Może Sarnaaa coś napisze, bo podjęła się tych trudów, za co ją podziwiam i nie wiem, skąd ona siły czerpie :)

Obecnie u mnie tylko lepiej. Wszystko się układa i nawet odzyskałam pewną dozę radości i wszyscy dookoła to widzą. Przede wszystkim odzyskałam spokój i siebie, bo omijałam własne potrzeby. Dostałam awans, zamierzam w tym roku podjąć studia filologiczne, a jeszcze wcześniej - terapię. Nadal nie palę papierosów! Nadal mam w pamięci to co przeszłam i nadal żałuje najlepszych lat swojej młodości i chyba nigdy nie przestanę....
 
 
Proca

Wysłany: 01-11-2015   Załamana [Cytuj]

Rozumiem Was. Mam to samo.
Mój mąż pali i cały czas wyrzeka się, że wszystko jest w porządku, że nie ma problemu, że jak będzie chciał to przestanie palić. Wszyscy są winni tylko nie on.
I te tysiące nie spełnionych obietnic.
Ja już nie wytrzymuje fizycznie i psychicznie.
Jesteśmy sobie coraz bardziej obcy. Nie wiem,gdzie szukać pomocy. Jak rozpocząć drogę do zdrowienia.
 
 
smutna123

Wysłany: 09-12-2015    [Cytuj]

Witaj,

Myślę, że póki mąż sam nie uświadomi sobie, iż ma problem i sam nie zechce go rozwiązać to niewiele tak naprawdę możemy zrobić.

Możemy w tym trwać latami, jak ja i czekać na cud, tracić siły na uzmysłowienie rangi problemu. Możemy też odejść z nadzieją na lepsze i oszczędzić sobie cierpienia, patrząc jak ktoś kogo kochamy pogrąża się.

Wybór należy do nas, bo tylko my wiemy jak sytuacja tak naprawdę wygląda i czy walka ma sens. Moja walka to była walka z wiatrakami. Moje przemówienia: jak grochem o ścianę.

Każdego dnia dziękuje za to, że znalazłam siły, aby odejść i że spotkałam w końcu kogoś normalnego, przy kim codziennie się uczę, jak powinna wyglądać zdrowa relacja.

Sporo dało mi też to forum, bo to tutaj po raz pierwszy napisałam okrutną prawdę o swoim życiu. Wszystkim bardzo dziękuje i pozdrawiam ;)
 
 
smutna123

Wysłany: 14-05-2019    [Cytuj]

"Każdego dnia dziękuje za to, że znalazłam siły, aby odejść i że spotkałam w końcu kogoś normalnego, przy kim codziennie się uczę, jak powinna wyglądać zdrowa relacja".

I ten ktoś od 2016 roku był moim narzeczonym, od 2017 moim mężem, a od 2019 ojcem mojego synka. Cieszę się, że odeszłam. To była najlepsza decyzja.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna