Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
brak uczuc?? jak to mozliwe??:(
Autor Wiadomość
majkaa

Wysłany: 11-09-2008   brak uczuc?? jak to mozliwe??:( [Cytuj]

Spotykalam sie z nim od dluzszego czasu..na poczatku nie wiedzialam ze pali..bylo normalnie..tak poprostu ,zwyczajnie...potem powiedzial mi o tym...rozmawialismy na ten temat , znal moje zdanie na ten temat ,caly zcas mowilam ze sie martwie..ze chce zeby cos z tym zrobil...probowal..nie wyszlo..
i wszystko zaczelo sie zmieniac..momentami bylo cudownie...to ejst najgorsze chyba,ze mam w pamieci te swietne momenty. tyle slow ,padlo tyle slow! tyle razy slyszalam ze mu na mnie zalezy , ze warto sprobowac byc razem, ze moze sie udac..ze chcialby...
a w niedlugim czasie po tych wszsytkich deklaracjach milknie...i przestaje sie odzywac! lekcewazy esemesy ,nie dotrzymuje slowa .mowi ze przyjedzie i nie robi tego!
i tak w kolko!:(
mnie na nim strasznie zalezy ..i nie mam juz sily...mysle ciagle jak to mozliwe ze w tak krotkim czasie wszystko co bylo moze dla kogos stac sie nieistotne??

jak to mozliwe??
ja nie wiem...on teraz przede mna ucieka:( unika mnie:( a ja nie wiem czy jest sens dalej o niego walczyc:(
widzialam ze kiedys naprawde sie staral..byl zcas ze prosil zebym dala mu szanse ,przepraszal..mowil ze jestem dla niego strasznie wazna...kazda wolna chwile spedzalismy razem...a teraz bez zadnego powodu on mnie unika!
jak to mozliwe ze wszystko staje sie dla niego nieistotne?? niewazne?? ja tego nie rozumiem!! co czuja ludzie ktorzy pala?? i ktorzy zostawiaja kogos z kim byli blisko zwiazani?? tak poprostu zostawiaja..bo maja taki kaprys, bo chca wygodnie palic bez sluchania na ten temat....
co wtedy tacy ludzie czuja??? nic???naprawde ich to nic nie obchodzi?? nie wzrusza ich to??zero? totalna znieczulica?? zadnego zalu?? zadnego smutku??

prosze niech mi ktos odpowie bo ja chce to zrozumiec!! :(

totalna obojetnosc?? jak mozna wyrwac z tej betonowej powloki!!jak mozna rozbic ten mur???nie da rady? dopoki sam sie nie rozpadnie to nie da rady??:(:(
 
 
skippy
walcze ponownie

Wysłany: 12-09-2008    [Cytuj]

hej majka

on musi to sam zrozumiec.czlowiek ktory duzo pali pozbawiony jest uczuc.wyzszych uczuc.kieruje nim tylko nalóg.wiem bo sam palilem 10 lat i juz kilka razy probowalem rzucic i nic.teraz znowu probuje to zrobic dla siebie samego ale i dla nich czyli zony i... (mojego nienarodzonego syna)teraz nie biore krotko i jestem wsciekly sam na siebie w jaki sposob sie zachowuje w stosunku do niej (tzn chodzi tu o splaszczenie wieloletnim cpaniem uczuc)nie potrafie zrobic dla niej niczego chociaz bardzo bym chcial.mysle ze z twoim facetem moze byc to samo.podobno po "jakims czasie" emocje (te pozytywne) wracają.u mnie ich jeszcze nie widze ale mam nadziej ze sie pojawia.sprobuj przekonac go zeby sprobował nie cpac (moze terapia) a po pewnym czasie abstynencji i zycia na trzezwo na pewno zrozumie i wroca normalne ludzkie emocje i zachowanie, czego Tobie i sobie zycze.trzymaj sie.pozdrawiam wszystkich ktorzy walcza tak jak ja bo jest o co
 
 
majkaa

Wysłany: 19-09-2008    [Cytuj]

Splaszczenie uczuc...no tak ,chyba idealne okreslenie. Nie obchodzi go calkowicie to co czuje kto inny, w zasadzie to nawet o tym nie mysli chyba. Raz postepuje tak , raz calkiem inaczej. Zmienia zdanie,Milknie, zapomina o milionie rzeczy,robi cos nie w porzadku i nawet nie stara sie tego naprawiac. Kiedys usilowal robic przerwy w paleniu, wtedy owszsem zachowywal sie inaczej, staral sie,nie byl tak makabrycznie obojetny! a teraz zero..
.ma gdzies ze kogos rani ,ze ktos czeka...

znajomi dziwia mi sie ,ze godze sie na takie traktowanie...tez sie sobie dziwie...
naprawde sie sobie dziwie...zaczynam sie zachowywac jakbym nie miala godnosci....
on mnie krzywdzi a ja mimo to wciaz szukam z nim kontaktu......
logicznie rzecz biorac powinnam dawno odpuscic...bo mysle ze on juz to zrobil-przeciez tak wygodniej...
ale nie moge no:(
nie moge bo ja nie potrafie olac tego co bylo, bo ja nie zapominam o pieknych chwilach, bo dla mnie to co bylo ma znaczenie...i wiem jaki potrafi byc..
ale jemu chyba zwyczajnie przestalo zalezec..on nie potrafi sie tak naprawde zaangazowac, jest taki...letni-wszystko ani go specjalnie nie grzeje ani nie ziebi...
teraz jest taki. byl inny..
wiem co byloby najrozsadniejsze ale wciaz usiluje cos z niego "wykrzesac". to jest straszne! czuje sie czasem jakbym go gonila...a on wciaz ucieka.
tak on to musi wszystko sam zrozumiec , masz racje....
ale on tgo nie zrozumie...."nie chce sie wiazac , takie zycie mu sie podoba, on nie jest stworzony do zwiazkow, on nie chce rezygnowac z tego jak zyje...." pitu pitu....

on chce przezyc zycie bez odpowiedzialnosci..na lajcie..usmieszki ,esemeski.zarciki to mu sie podoba..a kiedy zaczyna rodzic sie cos wiecej to ucieka. bo tamto latwiejsze....
a inna dziewczyna do esemeskow zawsze sie znajdzie..

no i dopoki nie dostanie porzadnie w leb ,dopoki cos nim porzadnie nie potrzasnie to bedzie tak myslal dalej!! a co nim moze potrzasnac jak on ma wszystko gdzies?????
i to bedzioe tak trwalo i trwalo i bedzie sie coraz bardziej w to zakopywac!

splaszczenie uczuc....to wlasnie to...wszystko olewa. wszystko.
ciekawa jestem czy sa jakies momenty ze cos do niego dociera..jakies przeblyski swiadomosci....chyba sie juz nie dowiem tego..

Bardzo Ci gratuluje ze Ty dostrzegles swoj problem.. .i zycze Ci powodzenia w wykopywaniu sie z tego...jak Ci idzie?
 
 
danleon

Wysłany: 20-09-2008   bz tytulu [Cytuj]

kwiecien 2008

Nagle świat się rozsypał, jeszcze wczoraj myślałem o tym, że muszę wyremontować kuchnię, o kafelkach na balkon, o kupnie drugiego samochodu, o dziecku. W swoich fantazjach zaczołem się zastanawiać nad imionami jakie mi się podobają dla chłopca a jakie dla dziewczynki. Teraz to wszystko straciło sens. Wiem że to tylko słowa i czas nie ten ale kocham cię nad własne marne życie za to kim jesteś, za twoje wewnętrzne piękno. Tak bardzo się boje, że jak mnie nie zechcesz to już nigdy nikogo tak nie pokocham. Ta cała sytacja powoduje, że zastanawiam się co jest w życiu ważne, im dłużej myśle tym bardziej rozumiem jak bardzo zbłądziłem. Rodzina to największy skarb , nie żyjemy dla siebie tylko dla innych. Moje życie nie miało sensu, nie moge go zmarnować, bez miłości jesteśmy niczym. Szkoda że tak późno to zrozumiałem, mam tylko nadzieję że nie za późno. To wszystko i tak teraz jest nieważne, ty musisz myśleć o sobie i o mamie. Rano byłem u .... pogadać, bardzo mi pomógł. Dobrze że nie jesteś teraz sama, naprawdę mnie to cieszy. Bardzo bym chciał pomóc ale nic nie moge zrobić. Moge tylko się modlić i będe to robił każdego dnia.

to list mojego uzalznionego chlopaka

uwierzylam w te slowa a dzis jestem w 5 miesiacy ciazy siedzie sama w domu, bez wsparcia,on z kolegami bo musi sie zrelaksowac ...
to bolesne niech bedzie dla Ciebie przestroga, moja historia jest jak wiele innych
uwierz mi i uciekaj
 
 
skippy
walcze ponownie

Wysłany: 23-09-2008    [Cytuj]

jak mi idzie.oj ciezko nie moge znalezc zadnej pracy siedze w domu i mysle(a to niedobrze dla mojej psychiki)nie pale prawie miesiac ale z doswiadczenia wiem ze to bardzo krotki okres abstynencji.miewalem juz takie (nawet 2-3 miesiace)a później wracałem.zacząłem chodzic na terapie i w tym upatruję swoją szansę, choć na 1 wizycie tak dostałem od terapeuty w kość psychicznie (jazda po ambicji itp) ze taki wyszedlem od niego wk.....wiony ze szok.ale to dobrze.tak ma być trzymajcie się wszyscy w postanowieniu.
 
 
mania249

Wysłany: 23-09-2008    [Cytuj]

ale ja nie potrafię uciec.....siedze teraz i ryczę po tym co przeczytałam jest mi to bardzo bliskie ....czasami nienawidze sama siebie za to że jeszcze tu jestem nie wiem do kiey ale na razie trwam.Ale przez to wszystko nie chce mi się robić najprostszych rzeczy...brakuje sił
 
 
agula
aga33

Wysłany: 25-09-2008   przykre to wszystko [Cytuj]

Zdołowana do granic możliwości i rozgoryczona, zachowaniem człowieka którego od 5lat uważałam za przyjaciela, szukając jakiegoś wyjaśnienia dla jego zachowań , trafiłam na te forum.Powinnam była tu trafić parę lat temu, może nie byłoby mi dzisiaj tak cięzko z tym wszystkim z czym spotkałam się od tego człowieka.Ma 34 lata i pali marychę od 20 lat, ostatnio chyba więcej niż kiedykolwiek w swoim życiu.Ja sama nigdy nie sięgałam po zaden z narkotyków , wiedziałam od początku naszej znajomości , że pali marychę, twierdził, ze ma nad tym kontrolę i pali bo lubi.Jakiekolwiek gadki o rzuceniu tego całkowicie to w jego wypadku są bez sensu, nigdy mu nie można było nic przegadać, zawsze musiał miec rację we wszystkim i nikt nie był w stanie tego zmienić.W ostatnim czasie jego zachowanie wobec mnie było tak druzgocące , że zaczynałam się już zastanawiać czy to ja nie zaczynam świrować pomału.Tydzień temu powiedziałam sobie pass ... nie wytrzymam dłużej czegoś takiego, by ktoś bez końca mnie dołował, zarzucał mi rzeczy których nie zrobiłam , każde słowo przeze mnie wypowiedziane, każde zdanie było przekręcone, zaniżał moją wartość jak tylko coś było nie tak jak on chciał.Brałam winę na siebie,przyznawałam mu nie raz rację, chociaż jej nie miał,przepraszałam za rzeczy których nie zrobiłam , tylko dlatego , że mi zalezało na nim, a on miał to i tak generalnie gdzieś.Totalna zlewka na wszystko i wszystkich , liczą się tylko kumple z którymi może spalić się na maxa i naprawdę nie widzi co się z nim dzieje i co robi z innymi ludżmi dla których coś znaczy.
 
 
mania249

Wysłany: 28-09-2008    [Cytuj]

aga doskonale cię rozumiem ja też w pewnym momencie nie miałam poczucia wartości samej siebie na niczym mi nie zalezało nic nie miał znaczenia. Wszystko było mi takie obojętne...Ale nie można się poddać mój chłopak właśnie zgodził się na odwiedziny w poradni! miejmy nadzieję że coś to da. Mamy dziecko które też odczuwa brak ojca nie jest przytulane itd Tak nie może być dlaczego my wszyscy mamy cierpeć nie ze swojej winy???Trzymam kciuki żebyś podjęła mądrą decyzję dobrą dla ciebie i dla niego.
 
 
agula
aga33

Wysłany: 28-09-2008    [Cytuj]

Dziękuję mania za słowa otuchy , wiele bym dała za to by móc w jakiś sposób "dotrzeć" do psychiki mojego przyjaciela i nim wstrząsnąć w jakiś sposób , by w końcu zrozumiał, że to on ma problem i to duży.Nie mam siły już dla niego, przez 5 lat, było już zbyt wiele tych rozstań potem powrotów, a i tak nigdy nie podda się zadnej terapii ani nie rzuci tego jarania sam.On po prostu uważa , ze nie ma z niczym żadnego problemu.Jak czytałam tutaj posty młodych osób które same dochodzą do tego , że chcą z tym przestać bo zdają sobie sprawę z tego jak bardzo ich te jaranie zielska niszczy, to jestem pełna podziwu dla nich i chylę czoła w tym miejscu im wszystkim szczególnie tym którym udało się wyjść z tego.Tobie też życzę by wszystko się udało i żebyś była z nim w pełni szczęśliwa a dziecko miało ojca z prawdziwego zdarzenia.
 
 
mania249

Wysłany: 29-09-2008    [Cytuj]

Dziękuję ci bardzo. dzisiaj trochę się denerwuję bo idziemy do poradni ale wczoraj tez palił NIENAWIDZĘ tego mam już dość powiem ci szczerze ze nie do konca wierze ze sie uda a wtedy bede musiala odejsc i ty tez się zastanów pewna pani na tym forum napisała zeby w takiej nsytuacji uciekac jak najdalej...nie wiem czy nie miala racji...jezeli kiedykolwiek chciałabys pogadac ot tak po prostu to jest moje gg 4282232 pozdrawiam
 
 
mysl

Wysłany: 29-09-2008    [Cytuj]

Witaj. mam ten sam problem, choć mam nadzieję że na niższą skalę. Mój były facet - teraz przyjaciel, 6 dzień z rzędu pali ze swoimi znajomymi. jego dzień zaczyna się i kończy na zielsku. Dziś zaczął o 16.00!!!! Jedni mówią bym sie nie przejmowała bo to mój eks - ale ja wciąż jestem w nim zakochana. Widzę jak sie ode mnie oddala. Nie mieszkamy w tych samych miastach, nie widujemy sie na co dzień, mimo to gdy słyszę że idzie popalić znów wpadam w czarną rozpacz. Nerwy mam w strzępach, chcę by było jak dawniej, by było dla mnie dostępny. Powiedziałam mu dziś że sie o niego martwię. jedyne co mi napisał - już po wypaleniu ziela - to to ze dziękuje że się martwię! Nie potrafię na niego wpłynąć, nie potrafię przestać sie przejmować. Nerwy rujnują mi zdrowie. Mój eks napisał że dziś będzie ostatni dzień palił, obiecał mi to. Ja jednak obawiam sie ze ta obietnica jest tylko dla Mnie i ze nadal będzie palił nie mówiąc mi już o tym. Nie potrafię się pogodzić że sie coraz bardziej oddala, że truje się zielskiem, że nie ma pasji, że jak przyjdzie co do czego nie będzie potrafił samemu sobie obiecać że nie będzie palił. Nie mam już siły. jest mi potwornie przykro że tak sie dzieje :(
 
 
agula
aga33

Wysłany: 01-10-2008   trzeba być twardym i nie ma, ze boli... [Cytuj]

Wychodzi na to, ze wszyscy uwikłani w jakieś przyjażnie czy związki z osobami palącymi marihuanę , przeżywamy podobne "dramaty".Często nie jedna z nas, nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, ze nawet nie zażywając żadnych narkotyków, stajemy się osobami współuzależnionymi .Sama nie zdawałam sobie z tego sprawy i tyle mi przyszło z tego związku z osobą uzależnioną od marychy.W moim przypadku to była walka z wiatrakami, postawienie sprawy na ostrzu noza zakończyło się definitywnym rozstaniem na zawsze, zerwanie wszelkiego kontaktu.Teraz mi pozostaje tylko wytrwać w tym, by nie dać się już nigdy zwieść pustym obietnicom i czułym słówkom osoby która nie potrafi i nie chce rzucić tego zielska.
Dzięki Miodzio za te forum, pomogło mi podjąć decyzję i myślę , że w moim wypadku bardzo słuszną.
 
 
majkaa

Wysłany: 02-10-2008    [Cytuj]

Witam.."Mysl" jestes w nim zakochana, a z nim nie jestes...to byla Twoja decyzja?
ale kontakt utrzymujecie i nadal chcesz zeby byl Ci tak bliski jak kiedys..ech..

moja sytuacja jest dziwna...wlasciwie to nigdy razem nie bylismy, bo balam sie wchodzic w zwiazek ,a potem kiedy dowiedzialam sie ze pali, balam sie jeszcze bardziej...rozmawialismy na ten temat, wiedzial ze tego nie zaakceptuje...wiec niby nie bylismy razem, ale spedzalismy ze sa\oba mnostwo czasu, byl czas ze strasznie sie do siebie zblizylismy,ze nie potrafilam sobie juz wyobrazic funkcjonowania bez niego. To bylo dziwne,zachowywalismy sie jak para ale oficjalnie para nie bylismy..
tak czy siak przyszedl czas ze on powoli zaczal znikac..to byla taka szachownica: raz bylo cudownie-rozmowy ,wspolny czas, raz bylam lekcewazona -przestawal sie odzywac,nie odpisywal...nie bylo wiadomo kiedy lekcewazenie nastapi...kiedy mialam pretensje to slyszalam ze on przeprasza ,ze on nie nadaje sie do zycia w zwiazku, ze on inaczej nie umie...ale potem znow bylo dobrze...czasem slyszalam cos wrecz przeciewnego- ze chce byc ze mna,ze mu zalezy....Boze...co za karuzela.
od jakiegos czasu wszystko stalo sie jeszcze gorsze..nie wiem z czego to wynika ,czy bylo jakies decydujace zdarzenie ..mam wrazenie ze on zaczal mnie unikac..zaczal sie odsuwac ..wyglada to tak ze on ucieka a ja na sile chce zachowac z nim kontakt.....niew iem czy u Ciebie wyglada to podobnie..ale jakos w tym co piszesz odnalazlam kawalek mojego zachowania.moze sie mysle nie wiem..to juz smieszne jest...na sile go szukam..a on teraz totalny odwrot........poprostu nic go nie obchodzi .nic nie ma dla niego znaczenia.....koszmar jakis.
zwlaszcza ze dla mnie ma znaczenie. i ja czuje to wyraznie nie znieczule sie lufka..to jest masakra jakas...i ja jak glupia wciaz na sile szukam kontaktu mimo ze tak jak mowicie ucieczka njak najdalsza bylaby najmadrzejsza....aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!:(
 
 
mysl

Wysłany: 03-10-2008   To cała Ja. [Cytuj]

Czytam Twój post i mam wrażenie że czytam o sobie. My również nigdy nie byliśmy parą stricte. To On ustalił zasady – żadnych planów na przyszłość, żadnego mówienia „kocham”, bycie ze sobą na jakiś czas dla zabawy i mile spędzonego czasu. Nagięłam swoje zasady dla Niego, jednak z każdym dniem widziałam jak coraz bardziej się w nim zakochuję, nie potrafiłam uciec. Gdy wyjechał do swojego miasta nie chcąc bym sie z nim przeprowadziła wiedziałam że to koniec tak bliskiej znajomości. Mimo wszystko chcieliśmy oboje zostać przyjaciółmi. Ja na razie nie potrafię się pogodzić że już nigdy nie będziemy tak blisko siebie jak do tej pory. Myślałam że Jego to nie obchodzi. Dwa dni po wyjeździe zaczął balować ze swoimi koleżankami, palił zioło i pił. Zupełnie Go nie ruszało to, że jeśli się spotkamy to już na zupełnie innych zasadach. Na szczęście 7 dzień balowania był zarazem ostatnim tego typu dniem. Przestał palić i pić. To dopiero kilka dni „trzeźwości” i widzę jak mu ciężko bez tych używek. Chyba zdążył tak naprawdę się uzależnić psychicznie. Jutro zaczyna terapię interferonem, (ma wirusowe zapalenie wątroby) dlatego obiecał sobie że przez rok trwania terapii nie wypali niczego i nie wypije ani kropli alkoholu. Dotarło do niego w trzeźwości że między nami już będzie inaczej – wiem że żałuje tego, że i On musi się oswoić z takim stanem rzeczy bo wcale mu to nie było obojętne, po prostu zioło przytępiło jego świadomość. Sama żałuję jednego, że On tęskni jednak to zbyt mało by chciał coś z tym zrobić, by być ze mną jak dawniej.
Nie stawiam już siebie na pozycji ofiary, bo wiem że im bardziej okazywałam mu słabość tym pewniej On sie czuł. Wiedział że jestem na wyciągnięcie ręki. Poczułam siłę, On to zobaczył i dlatego zaczął chyba troszkę żałować tej naszej „jedynie” przyjaźni. Bardzo się staram być jedynie przyjacielem, nie zawsze mi to wychodzi. Planuję że odwiedzę Go w listopadzie już na nowych zasadach. Nie wiem czy wytrwam w tym postanowieniu mieszkając z nim w jednym pokoju przez parę dni. Bardzo bym chciała, bo wiem że jeśli teraz nie postawię granicy to będę cierpiała. Rozum swoje a uczucia swoje – zobaczymy co wygra...
 
 
donedone

Wysłany: 03-10-2008   o kobietach i marihuanie [Cytuj]

cześć Majkaa i cześć w ogóle wszystkim

Kiedyś byłem zakochany w takiej jednej dziewczynie, poznałem ją jakos w tym samym okresie co zaczynałem jarać marihuanę.
Nie, ona nie lubiła jarać, brała te jointy, i nie jarała, mówiła, że nie lubi, jej nie smakuje, czuje się po tym śpiąca i tyle...
Dużo czasu razem spędzaliśmy, włóczyliśmy się razem po parkach, podwórkach, ulicach, byliśmy razem na wakacjach, przesiadywała u mnie w domu, lubiłem z nią rozmawiać, byłem w niej zakochany, nigdy jej o tym nie powiedziałem, dlaczego? no właśnie.
Moim wyborem było jaranie marihuany, jak najwięcej, im więcej tym lepiej...
Jakoś przestaliśmy sie spotykać, nawet nie wiadomo czemu, ile my się znaliśmy?, zaraz się popłaczę, 2 lata!?, nigdy nie powiedziałem jej co do niej czuję, myślałem o niej jak zasypiałem.
Kiedy skończyło się liceum nasze drogi się rozeszły, już nawet trochę wcześniej( tak trudno mi określić okrey czasowe), miała chyba dość przebywania w towarzystwie, superjaraczy, czyli ludzi którzy potrafią całymi dniami jarać i jarać, jak najwięcej...jeszcze jeszcze! którym się wydaje że są tacy fajni, że tacy ciekawi, a tak naprawde tak monotonni, tak zagubieni, poszukiwacze celu... ona zrozumiała pewnie, ze ja żyję dla marihuany, a nie dla niej, albo...i tutaj teraz naprawdę zrobiło mi się bardzo przykro, chyba zrozumiałem- Ona tak naprawdę nigdy mnie nie kochała.
To ja żyłem tym złudzeniem.
i tak jak kiedyś dzwoniliśmy do siebie codziennie i umawialiśmy się, żeby razem się pobłąkać po mieście tak nagle...nagle jakoś zerwałem kontakt, nie dzwoniłem, zapomniałem? kiedy minęły jakieś kolejne lata, co jakiś czas o niej myślałem, jakoś ją spotkałem na ulicy, ale szok, serce mi drżało, naprawdę ją kochałem! chociaż nigdy jej tego nie powiedziałem...
a teraz? nie wiem co ona robi gdzie jest, kiedyś podeszła do stolika w restauracji przy którym siedziałem - już zupełnie inna dziewczyna, makijaż, kobieta prawdziwa, siedziała z jakimś tam chłopakiem, już inne spojrzenie, nigdy jej nie powiedziałem co do niej czuję.
Była taka piękna, rozumieliśmy się bez słów, nie musieliśmy nic robić, żeby czas mijał miło, a może to moje złudzenie, może tak to zapamiętałem?Tak. To bardzo smutne. Ona nigdy tak naprawdę mnie nie kochała.

Jakieś dwa lata temu poznałem pewną kobietę, ależ byłem zakochany(kolejne złudzenie?, jakaś faza?), ona w Warszawie ja w Krakowie, ale jarając dzień w dzień naprawdę się zapomina... kiedyś u niej byłem, byliśmy w kinie, nie teraz myślę, że ja jej nie kocham.
Dalej utrzymuję z nią kontakt, ale już nie jest to samo co na początku, kiedy oboje byliśmy sobą zauroczeni(byliśmy?), kilogramy zielska przejarane, a ona ostatnio mówiła, że podpala(tak mi się przykro zrobiło) ja ją zawsze namawiałem - nie chciała mówiła, że nie lubi, teraz co do niej czuję? czy ja potrafię coś czuć? ja nic nie wiem teraz, taka pustka...
przez tyle lat moją dziewczyną była Marihuana, jakże wierny, niejedna chciałaby mieć tak bezgranicznie oddanego mężczyznę. Myślałem o marihuanie 24 na dobę.
Mam nadzieję, że kiedyś znajdę kobietę mojego życia, zakocham się, mam nadzieję, że teraz tego nie zepsuję, że wyrażę swoje uczucia, przecież już nie będę zapominał rano co było wczoraj...prawda?
bo ja jarałem to gówno od prawie 10 lat dzień w dzień, i w niedzielę miną mi dopiero, ale zapewniam Was że tyle to nie miałem przerwy odkąd zacząłem, miną mi 3 tygodnie - jakżesz to jest malutko czasu:(
Mam naprawe nadzieję i wierzę, bardzo wierzę, że ja jeszcze potrafię kochać i być kochanym.
tyle dni minęło, może ważne są tylko te, których nie znamy?
Ta druga dziewczyna, którą opisałem, powiedziała mi jakiś miesiąc temu, że ja jej przypominam bohatera takiego filmu" Samotari" taki bohater był co jarał cały czas jointy i on zapominał właśnie że ma dziewczynę, spotykał się z nią codziennie, codziennie się w niej zakochiwał na nowo, bo tak to jest z jaraczami, zapomina się...nie obchodzi nas nic? tak lightowo z uśmieszkiem przejść przez życie, ach klnę na siebie tak głośno. Ona to jestem przekonany, powiedziała w odniesieniu do mnie i jej, a ja co, ja zajarałem następnego jointa, dlaczego?, zeby o tym nie myśleć? nie wiem naprawdę nie wiem teraz czemu ja tak jarałem i jarałem...

Olałem studia, olałem ludzi na których mi zależało bo...nie lubili marihuany.
takie to smutne moje życie. Tyle zmarnowanych lat.

Majkaa, tak bardzo bardzo, tak bardzo, że bardziej się nie da życzę Ci z całego mojego serca, żebyś była w swoim życiu szczęśliwa! Tylko Ty możesz odpowiedzieć sobie na swoje pytania, tak mi się wydaję, decyzja musi byc Twoja i Twojego serca!
Tak jak tylko ja mogłem siebie zmusić żeby nie jarać, wiesz jak ten świat teraz mnie przeraża?! od 15 roku życia dzień w dzień na fazie...oderwany od rzeczywistości, takie łatwe życie, bez żadnych zoobowiązań cełow, nic, nic, nic, nic, nie zauważałem kobiet, bo ja miałem jedną swoją ukochaną - marihuanę.
Nieobraźcie się na mnie ja naprawdę podpisałbym się bez wahania:
Marihuana = Ukochana Kobieta ja tak naprawdę to wszystko rozumiałem.
Wszystkim tego życzę co Tobie Majkaa, jestem przekonany że wszystko się Nam ułoży!

p.s tak sobie założyłem wcześniej, że napisanych postów kasować nie wolno, chociaż ten najchętniej bym skasował i nic tu nie pisał, ale słowo się rzekło:-)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna