Tak z bezsilności chyba pomyślalam o nowym temacie.
Każda z nas wie i pewnie jest świadoma, że On ciągle kłamie, mino tego że przeprasza, czasem płacze to i tak ciągle klamie.
Wczoraj mój facet poszedł do kofika (dzień wcześniej obiecał, że bierze się za siebie), ale po krótkiej wymianie zdań i prośbie żeby powiedział wprost że dziś palenie jest ważniejsze niiż ja, oddał mi tego jointa. Zostawiłam go w kuchni i rano coś mnie tknęło, żeby sprawdzić. i co się okazało? Wieczorem spalił jointa i dla mnie na pokaz, zrobił nowego, z samego tytoniu, żebym się nie zorientowala. Smiać mi się już tylko chciało. Ale jego mina jak zobaczył "swojego" jointa rozłożonego na części pierwsze bezcenna (niestety)
Pewnie macie tez takie "ciekawe" przygody.
Musze powiedziec, ze wlasnie takiego tematu mi brakowalo:) Czasem zeby nie zwariowac , jak czyta, te ich 'sposoby" to mi sie smiac chce. Zachowuja sie jak dzieci. Najgorsze, ze moj ma takie dziury w pamieci, a pewnie gdzie to gowno schowal to doskonale pamieta. Nie mieszkamy razem, tym gorzej ( lepiej) dla mnie, ma taki balagan w pokoju, ze sie nie da wchodzic. Gorzej bo wczesniej mial swietne wytlumaczenie bo mieszkal z kolega, ktory non stop jaral wiec wszystko to bylo"tamtego". Ostatnio jakies pudełko znalazlam ( co sie marihuane w tym przechowuje) i takie cos do "mielenia" czy nie wiem do rozdrabniania. Teraz gdzie to jest , to nie wiem, gdzies wsiaknelo;p
Okłamywana jestem non stop.
Mój chłopak potrafiłby wyprzeć mi się prosto w oczy nawet z jointem w ustach.
Często zarzeka się ze dzisiaj nie zapalił kiedy (jak przecież wszyscy wiemy) to widać, nie mówiąc już o smrodzie w całym domu.
Nie raz mówił mi ze nie pali juz od kilku dni a potem znajduje na komputerze wiadomości które wysyłał do swoich znajomych 'wychwalając' się jaki to on siedzi zjarany i ze już od rana pali...
Mój mi kiedyś próbował wmówić, że mu samo wpadło do puszki z tytoniem. W taką bzdurę to nawet 5 letnie dziecko nie uwierzy. Mi jakoś nigdy marihuana z nieba nie spadła.
Innym standardowym hasłem było, że to sąsiad. Mimo, że nikogo dookoła nie było, w pokoju nadymione, a bletki i resztki zielska leżały na stole. Ciekawe czy oni sami wierzą we własne kłamstwa :-) A może to my jesteśmy jakieś porąbane bo nie umiemy docenić ich geniuszu i inwencji twórczej. :-)
To nic, koleżanka która ma ojca alkoholika kiedyś opowiadała jak przyszła do domu i znalazła w wersalce puste butelki od jabola i mówi : Ojciec, a co te flaszki tutaj robią??? A on na to : musimy szybko zadzwonić na policję, ktoś się nam włamał do mieszkania i je tu podrzucił. Aż szok bierze co za głupoty chora głowa potrafi wymyślić :-)
Widze temat dziewczyn, ale sie podłączę;)
Paliłem, świadomie chciałem rzucić, nie pale od miesiąca...
Miałem Narzeczoną, z którą mieszkałem, za której plecami paliłem czesto, nawet codziennie...
Sam teraz sie łapie, przypominam momenty, jak kombinowałem...
- Zawsze miałem krople Visine Classic, przez co czerwone oczy znów są normalne...
- Zawsze miałem Snickersa, bo orzechy z czekoladą zapach zabiją...
Akcji typu "zapomniałem posprzątać stół po kręceniu lolka" raczej nie miałem, ale to raczej z mojej pedantycznej osoby wynika...
tak czy siak, palacz kreci i krecić bedzie... Jeżeli jest samotny, niech mu bedzie... Ale jeżeli kreci przy najbliższej osobie, cóż niestety nie jest to już 100% miłość, pojawia sie ta druga, Marija, zdrada, kto wie, czy nie gorsza, niż z fizyczna kobietą...
ja z moim nie mieszkam ale jak wraca w piątek to czasami pisze mi, że się nie spotkamy bo on się bardzo źle czuje, głowa go boli i w ogóle spać idzie. A na drugi dzień się dowiaduje że siedział u kolesi do samego rana i jarali ... ;/ Kur** całą noc jarać to dopiero .. ^^ wole nie myśleć co oni w głowach mają po kilku godzinach palenia ...
Sporo tego było. Tysiące, a może i miliony razy byłam okłamywana w różnych sprawach, a jeśli chodzi o trawę:
1) gdy śmierdziało w mieszkaniu to zawsze słyszałam, że nie palił, a ja już jestem taka zeschizowana, że wszędzie czuję trawę;
2) cokolwiek bym nie znalazła przypadkiem to nie jego, a kolegi;
3) oczy ma czerwone bo był w pracy na nocce albo się nie wyspał, długo też twierdził, że ma zapalenie spojówek;
4) długów też nie ma, a ci komornicy na wynagrodzeniu to się pomylili i pójdzie wyjaśnić;
5) zarzekał się, że długo nie pali, otwieram kompa, a tam wiadomość do kumpla, że się tak zjarał, że ledwo siedzi (wiadomość z przed 2 dni od momentu, gdy mówił, że tak długo nie pali, że aż nie pamięta ile już);
6) ciągle chodzi do ojca, bo on potrzebuje pomocy, po czym jego ojciec szuka mnie w pracy, bo on długo telefonu od niego nie odbierał (przez kilka tygodni chodził do niego codziennie i upierał się do końca, że tak było i nawet dzień dłużej, bo jego ojciec stary i mógł zapomnieć, że ostatnio całe tygodnie syn u niego spędzał czas po pracy);
7) kiedyś wyszłam do niego na balkon i mówię, co znowu palisz, a on "NIE" i dym mu z buzi leci.
Na wszystko na wytłumaczenie i nigdy się nie przyznaje do kłamstwa! Taki jest nałóg!
no moja to ma nosa... często się przyznaje od razu ale czasem jak wiem że nie ma podstaw bo paliłem 2 godziny temu i oczy mam białe to ściemniam...
maskowanie alkoholem lub imprezą bo wtedy nie jako można - nie ma kłótni...
no przecież nie powiem - kochanie jestem w ciągu...
a ja miałem tego pecha(jaracze uznają, że szczęście), że dziewczyna z którą mieszkałem to akceptowała i też ze mną paliła, albo inaczej ja nie dopuszczałem możliwości, że ją to męczy. Nigdy nie musiałem szukać wymówek, ani nic tylko siedziałem i jarałem i olewałem ją i ona tego ma już dość, zerwała ze mną, a ja decyduję, że trawka to nic w porównaniu z hajem jaki mam gdy z nią jestem i tylko żałuję, że tak późno do tego dojrzałem. Mam nadzieję tylko, że uda mi się do niej wrócić bo ją kocham nad życie i nie chcę by kolejny związek rozpadł się właśnie przez ten ciągły nieogar. Współczuję wszystkim kobietą, które żyją w takim trójkącie bo to niszczy. Teraz siedzę i myślę jak to naprawić, może się uda?!
10gramsss - mądrze piszesz, mój mąż uważa raczej, że ma pecha, że ma zauważającą problem żonę, bo dla niego to oczywiście żaden problem, ostatnio mi mówił, że ma kolegę, która nonstop jara i ten kolega ma dziewczynę, która z nim też jara, a ja skwitowałam to jednym zdaniem: ciekawe kiedy jej się znudzi i kiedy się ten związek skończy.. Bo tak na pewno będzie, no chyba, że to dziewczyna jest patologiczna i również uzależniona i nie dostrzeże problemu, to wtedy będą sobie w tych cudownych oparach dymu żyli długo i (nie)szczęśliwie. Gorzej jak pojawi się dziecko..
Ja dopiero kłamstwa zaczełam odkrywać niecałe 2miech temu (byłam w związku 3,5letnim, byłam bo się ze mną rozstał ok 2tyg. temu). Prosiłam by mnie nie okłamywał, by mniej palił. Najpierw mi mówił, że pali co 2tyg z kumplami co ostatecznie jakoś z ciężkim sercem ztolerowałam, po odkrytym kłamstwie mówił, że co 1 tyg. Ale to też okazało się kłamstwem. Nie widywaliśmy się zbyt często ze wzgl na to że nie miał czasu. Bo np. Studia,siłownia,zmęczenie. Nie zabierał mnie też do znajomych, nie chciał, miał wymòwki. Ostatnio poszłam do towarzystwa i dowiedziałam się , że okłamywał mnie ponad od roku, że przebywa praeie codziennie u kolegi i jara i że od roku choduja grzybki i sporzywaja je. Co najlepse wszyscy myśleli że ja o tym wszystkim wiem i toleruje. I wmawiał ludziom że ja nie chce wychodzić do towarzystwa. Teraz już wiem dlaczego: bo by wszystko wyszło na jaw. Próbowałam z nim gadać. Ale on nie widzi problemu w okłamywaniu. Mówi że to dla mojego dobra, bym się nie denerwowała. A Tym czasem to było dla jego własnej wygody. Od dwóch tygodni nie radze sobie psychicznie. Nie radze sobie ani w życu ani na uczelni. Kocham go wciąż i tęsknie. Ale on jest nie ugięty w swoich racjach. Nie potrafie niczego zrobić:-(
I nikt mi nie wmówi, że marycha nie wypłukuje z uczuć i zmniejsza ochote na conieco. Sam diświadczyłam obserwując skutki u innych.
(PS:Pisałam już osobny post w tym temacie jakiś czas temu)
Czytam to forum i mam silne odruchy wymiotne. Mój mąż pali. Kłamie, oszukuje. Już nie przeprasza. Dla świętego spokoju po prostu kłamie. Chociaż on to nazywa omijaniem faktów. Pp prostu nie rozmawiamy na te tematy i on jest szczęśliwy. Wtedy uważa, że to zaakceptowałam.
Co do klamstw:
Po wielkiej awanturze, bylam gotowa odejść, zaprosił do rozmowy. Powiedział że widzi tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Przestanie palić. Zrobi to dla mnie. Dwa tygodnie później przylapalam go o drugiej w nocy przy okapie w kuchni, jak uradowany wciąga jonta. Jego mina była bezcenna! Wyglądał jakby zobaczył ducha. Powiedział że to stare, że robił porządki na wsi i znalazł.
Uwierzyłam, a czemu? Nie wiem.
Obiecał porażka setny, może tysieczny, że to koniec.
Dwa tygodnie później wrócił późno z psem że spaceru, język mu się platal. Spytałam wprost.
Paliles?
Ale co? No fajki jasne, przecież wiesz.
Nie trawę czy jarales?
Jedna lufke. Wielkie rzeczy, wiesz że lubię, że nie robię Ci tym krzywdy przecież itd.
Wiecie co? Bujam się tak już z nim 9 lat. Ciągle wierząc że przestanie, że jeszcze jedna szansa.
Mamy synka 7 lat. Widzi że się źle dzieje. Tak bardzo chciałby mieć rodzeństwo. Tak bardzo chciałabym mu je dać, że skłonna byłam znowu zajść w ciążę.
Ale znam ten schemat. On znowu mi nie będzie pomagał, znowu będzie mówił że jestem darmozjadem, że nie pracuje.
Teraz zrezygnował z pracy, ma trzymiesieczny okres wypowiedzenia. Myślę że wie, że ja już mam dość. Planuję odejść. Nie będzie to proste. On ma dużo znajomości, ja przez jego awantury już prawie nie mam nikogo. Swoim zachowaniem spowodował, że zamknęłam się w sobie. Zajęłam praca, dzieckiem i siedziałam cicho.
Mam dość.
Wiem że będzie robił awantury, ale iem że będzie manipulowal synem. Wiem że będzie próbował odwrócic kota ogonem. Jego działanie jest proste. On nigdy nie jest winien. Ostatnio otwierał drzwi. Przewrócił mój rower.,nie chciało mu się go przestawiać. Rower niszczy sąsiednie drzwi. Zrobił aferę, że mój rower zniszczył drzwi.
Drażnią mnie jego huśtawki nastroju, brak pozytywnych emocji, brak zaangażowania w życie rodzinne, brak wykonywania obowiązków domowych. Jego apatycznosc, ciągle chodzenie na zwolnienie lekarskie. Wiecznie choruje na oskrzela. I boli mnie, że gdy miałam operację wycięcia wyrostka, nie interesował się moim stanem zdrowia, narzekał jak wróciłam ze szpitala że muszę spać na brzegu, nie miałam siły inaczej wstawać... To było dwa lata temu. Chciałam odejść. Poszliśmy jeden raz na terapię małżeńska. Poszliśmy, bo nie musiał za nią płacić. Zapłaciła jego mama. Obiecał że zrobi sobie przerwę na pół roku. Z kilkoma wyjątkami. Ponoć zrobił. Nie wierzę. Cały czas mówił że to dla mnie. Ostatnio się dowiedziała, że dla siebie. Bo miał po jaraniu atak hipotermii i się jego koledzy wystraszyli jak zemdlal. Oczywiście łączy nas synek. Kocham go ponad życie. Oraz kilka miłych momentów. Poza tym mąż całe wieczory spędza przed tv, komputerem albo w komórce, nie rozmawia ze mną mówiąc że jest zmęczony.
Myślę że prawda jest inna, znowu jest w ciągu. Wie że się zorientuje i nie chce się ujawnić.
Zbieram siły i bardzo potrzebuje wsparcia. Marzy mi się uwolnić już od tego. Ale nie mam pojecia jak. Umówiłam się na wizytę w terapii osób współuzależnionych, dopiero za trzy miesiące mam wizytę.
Nie mogę uwierzyć że to moje życie, że mogłam się tak wpakowac i zrobić to dziecku. Żyje udając, że problemu nie ma...
Chce to przerwać, nie wiem czy kogoś znajdę i czy będę w stanie kiedykolwiek jeszcze komuś zaufać... Czuję że mąż zniszczył moje życie. Jak się poznaliśmy kończyła studia i to psychologiczne! (najciemniej pod latarnią). Marzyłam o założeniu rodziny, chciałam mieć dwójkę dzieci. On o tym wiedział. Gdy syn miał cztery lata powiedział, że dopiero dorosl do roli ojca. Której nie potrafi nawet teraz pełnić odpowiedzialnie. Często kończę o 21:00 jak wracam do domu, mąż ogląda coś w komórce, a synek siedzi z tabletem, albo ogląda bajki, pol przypomny po całym dniu biegania. Zawsze muszę go wykąpać, tylko ja mu czytam bajki. Zaczęłam to wszystko pisać w pamiętniku. I dopiero teraz to do mnie tak mocno dociera. Mąż był tak zazdrosny, że odsunąłam się od znajomych. W towarzystwie czuję się jak wyplosz. Nigdzie nie pasuje, wdodatku mój mąż wszystkim opowiada że jestem cięta na marihuanę i się ze mnie śmieje. Więc jeszcze bardziej się zamykam w sobie..
Jak udaje mi się go namówić na wspólne wyjście by syn poczuł że ma rodzinę to mąż zachowuje się agresywnie. Jadąc samochodem pędzi jakby mu się spieszylo, szarpie autem, wyprzedza na czołówkę. Jak gdzieś idziemy i trzeba płacić głośno komentuje ceny, mówi że tylko bym wydawała, że nas na nic nie stać. Wstydzę się. Kiedy go przedstawilam znajomym uprzedzali żebym tego nie robiła,, żebym nie wychodziła za mąż.
A ja byłam taka zakochana, był taki skromny, silny, nieśmiały, zabawny, mowil takie bajki o przyszłości. Sama poprosiłam go o rękę. Zgodził się. Dzisiaj mi wspomina, że się dla mnie poświęcił że mnie wyszedł.
Nie wiem co mam robić, serce błaga by się zmienił. Rozum każe uciekać. Nie daje rady już...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach