Hej! Jak większość z Was, już nie wiem, co robić. Mam kiepskie wspomnienia z tematem marihuany i nie akceptuję tego. Mój chłopak uważa, że odpłaca za grzechy kogoś, kto zranił mnie w przeszłości.
Od roku kłócimy się tylko o to: od początku sprawa była jasna, że ja tego nie toleruje. Im jesteśmy ze sobą bliżej, tym bardziej to przeżywam. Dosłownie: doszło do tego, że nie mogę funkcjonować, mam ochotę zrobić sobie krzywdę. Nie rozumiem dlaczego z jednej strony mówi, że jestem dla niego najważniejsza, a z drugiej robi coś, co dla mnie jest prawie jak zdrada.
Jego argumenty są takie, że nie pali przy mnie i robi to od czasu do czasu (raz w tygodniu?) i panuje nad tym, nie zmienia się. Dla mnie faktycznie jest dobry, ale czuję się bezsilna, bo jego tok rozumowania jest okropny - bo wszyscy to robią, bo jesteśmy młodzi, bo nie mogę mu zabronić, bo on się dzięki temu relaksuje itd. Dla niego to, że nie akceptuję palenia oznacza, że nie akceptuję jego.
Nie umiem wyjaśnić, dlaczego mnie to tak drażni. Czy chodzi o wspomnienia, o jego podejście "nie mam zamiaru nic zmieniać", o to, że czuję, jakby moje zdanie było nic nie warte (tym samym moja samoocena jest bliska zera). On o tym wszystkim wie i twierdzi, że moje podejście jest niezdrowe.
MOJE, bo on nie ma sobie nic do zarzucenia... To ja mam zmienić podejście, bo on nie zaprzestanie palenia i mam mu zaufać. Ot co. Co robić? Jak z tego wybrnąć?
Poczytaj pierwsze posty w dziale dla bliskich: o współuzależnieniu, o interwencji... Warto też porozmawiać z terapeutą w poradni uzależnień - w takich miejscach zwykle oferują wsparcie dla osób bliskich. Jak podasz miejscowość - podpowiem namiar na konkretną, bezpłatną placówkę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach